Kiedy żegnasz się z kimś po angielsku, chcesz się z nim rozstać w przyjaznym i lekkim nastroju. Tak, jak w przypadku powitań po angielsku, można się także pożegnać na kilka sposobów: Goodbye! - Do widzenia! To najbardziej podstawowy i najbardziej powszechny zwrot, którego można użyć o każdej porze dnia w rozmowie z każdym. Bye!
Tycie to temat niewdzięczny. Przez całe życie jesteśmy do niego negatywnie nastawiani, aż w końcu dochodzi do tego, że gdy staje się konieczne ze względów zdrowotnych, nie możemy temu podołać. Staje się największą udręką. Działania nijak mają się do chorobliwego podejścia oraz zakorzenionych nawyków. Co zatem zrobić, aby wyjść z błędnego koła, zrozumieć sens zaleceń żywieniowych i zrobić pierwszy krok do przodu? Z racji, że temat jest niezwykle obszerny, uważam, że najrozsądniej będzie podzielić go na kilka osobnych wpisów. Dziś podzielę się z Tobą moimi przemyśleniami na temat przyczyn zbyt niskiej masy ciała. Dowiesz się też, jaki najczęstszy błąd popełniają osoby, które chcą szybko przytyć. W kolejnych wpisach planuję przedstawić moje podejście do tycia i aktywności fizycznej oraz przykładowy jadłospis. Sądzę, że od zaleceń dietetycznych nie mniej ważne jest poznanie właśnie źródła, przekonań oraz osobowości, która sprawiła, że masz dany problem. Weź też proszę pod uwagę, że moje przemyślenia, doświadczenia i sposób działania nie musi być idealny dla każdego. Nie jestem nieomylna. Piszę o tym, co sama na sobie spróbowałam i choć wiem, że jest to mało inwazyjne a przy tym skuteczne, to każdy jest inny. Pisząc mało inwazyjne mam na myśli, że tyjąc w ten sposób – oprócz zyskania dodatkowych kilogramów – nie przysporzysz sobie dodatkowych kłopotów. A może być ich wiele. Refluks czy zaburzenia gospodarki węglowodanowej, to naprawdę nic przyjemnego. Teraz koniec moich wywodów. Wracamy do dwóch grup osób chcących przybrać na masie! Chudzi szczęściarze. O jednych mówi się, że po prostu zawsze byli szczupli. Chcą nabrać kształtów, a może nawet rozbudować masę mięśniową dla zmiany wizerunku, lepszego samopoczucia. Takie osoby mają stosunkowo prostą drogę do celu. Choć błyskawiczny metabolizm wskazywałby, że przybrać będzie bardzo ciężko, to czysta, niczym niezmącona motywacja sprawia, że wprowadzenie kilku zmian w diecie przynosi naprawdę super efekty. Ci z problemami. Drudzy zaś, to osoby borykające się z przeszłością depresyjną, anorektyczną, bulimiczną… (chudość chudości nie równa, dlatego przy skrajnym wychudzeniu należy postępować inaczej!). Tutaj sprawa nieco się komplikuje, ponieważ dopóki dana osoba nie poradzi sobie z głową, dopóty żadne, nawet najbardziej trafne i praktyczne zalecenia żywieniowe, nie przyniosą oczekiwanych rezultatów. W takiej sytuacji bardzo gorąco radziłabym równocześnie zająć się pogłębianiem samoświadomości, najlepiej pod okiem sprawdzonego terapeuty, a już na pewno zaczynając od codziennej medytacji. Dopiero samoakceptacja pozwoli podejść do jedzenia bez niepotrzebnego spięcia, a tycie dla zdrowia nabierze sensu i znaczenia. Mam wrażenie, że Ci, którzy przez długi okres czasu nie mogą przytyć, to właśnie jednostki w wieloma problemami psychicznymi. Równie dobrze mogą należeć do obu grup, czyli mieć problemy z jedzeniem, a jednocześnie mieć szalenie szybki metabolizm. Tylko, że nikt im tego nie powiedział, a sami nigdy by tak nie pomyśleli! To jest okrutny paradoks. Niestety bardzo powszechny. A Ty jesteś pewien, że należysz tylko do jednej grupy? Wiesz, że stawiająca opór psychika, która ma niebagatelne znaczenie w percepcji przyjmowanych posiłków, nie pozwala w wielu sytuacjach ruszyć z miejsca? Sądzę, że najpoważniejszym problemem wielu są właśnie odczucia i emocje, które towarzyszą przejedzeniu, strach przed gwałtownym przytyciem ponad założoną ilość kilogramów. Łatwo się wtedy poddać, już po paru dniach „robienia masy”. A nie warto się poddawać! Można nauczyć organizm miłości do siebie. Tycie z przyczyn zdrowotnych (brak miesiączki, słabe wyniki morfologii, problemy ze snem i koncentracją, kiepska kondycja skóry) jest jej największym sprzymierzeńcem. Z życia wzięte. Skoro już wiesz w jakim jesteś miejscu, to podam Ci przykład. Weźmy taką sytuację. Ktoś chce szybko i bezboleśnie przytyć (i nawet nie musi mieć przeszłości ED). Zakłada, że powinien jeść dużo kalorii. Może jakieś 1000 więcej? Znajduje przepisy na koktajle, gotuje gar strączków, gar ryżu i rozpoczyna „dietę” wmawiając sobie, że na pewno temu podoła, a rzeczywistość okazuje się okrutna. Już po 2 dniach jedzenie wychodzi mu bokiem. Każdy posiłek to walka z cofającym się pokarmem. Przygnębienie z powodu braku apetytu narasta. Osoba się poddaje. Koniec „robienia masy”. Ta historia może wydawać się banalna, ale właśnie o to chodzi. Musisz zrozumieć, że procesy zachodzące w naszym organizmie to nie czarna magia. Wszystko ma swoje wytłumaczenie. Zatem zaczynając od początku. Tycia na huuurrrraaa, od kosmicznie wysokiej kaloryczności to nie jest dobry pomysł. Prowadzi do frustracji, a u osób należących do grupy drugiej także do jeszcze większego zaniżenia poczucia własnej wartości. Pamiętaj, że żołądek jest elastyczny, ale znaczenie mają też inne elementy Twojego ciała. Daj czas dla głowy. Wyznacz realne cele. Wiedz, że powolne zmiany są zawsze skuteczniejsze, a Twój żołądek nie jest od teraz gotów na tak drastyczne i nagminne rozszerzanie. Zjeść dwie pizze za jednym posiedzeniem, to nie wyczyn. Bo wiesz co się potem dzieje? Nie jesz nic przez kolejne kilkanaście godzin, bo masz wrażenie, że żołądek został zaciśnięty na wieczność. W ten sposób rozszerza się i kurczy maksymalnie, ekstremalnie, bez żadnej regularności, która jest niebywale pomocna do prawidłowej pracy enzymów trawiennych. To między innymi one dają sygnał, że czas na kolejny posiłek. A tutaj wszystko jest rozchwiane. Dlatego też musisz pożegnać się z wiarą w szalone diety non stop fast food do tzw. zapchania…! Wyjdź od realnej kaloryczności, która stopniowo przyzwyczai przewód pokarmowy do większej objętości pożywienia, aż któregoś pięknego dnia te 1000 kcal więcej stanie się pikusiem. Naprawdę! Daję słowo. Na początku możesz spróbować od 300 kcal więcej. Trzymaj się tej nadwyżki przez kilka dni, podnosząc kolejno do 500 kcal więcej. Może to już będzie dostatecznym wyzwaniem na parę kolejnych miesięcy? Daj sobie czas. Wiedz, że ta praca nie idzie na marne. Nawet jeśli waga pokazuje nadal niewiele więcej, to pamiętaj, że przygotowujesz organizm do dalszego etapu, budujesz bazę. To jak rozgrzewka przed trudnym biegiem. Często pomijana, a jakże ważna! Wykaż się cierpliwością i mądrością. To naprawdę popłaca. Ustalić nadwyżkę. Jak zatem dowiedzieć się, jaka jest odpowiednia kaloryczność do przybierania na wadze? To proste. Wybierz dowolną aplikację, do której pierwszego i drugiego dnia wrzucisz wszystkie spożyte posiłki. Pamiętaj, aby najpierw spisać je na kartce, a dopiero potem podliczyć. Uchroni Cię to przed niepotrzebnym sugerowaniem się cyferkami, które mogłyby narzucić nienaturalny bieg wydarzeń. W kolejnych dniach dodaj do średniej z Twojego aktualnego zapotrzebowania kalorycznego odpowiednio ok. 300 kcal. Jeśli po paru dniach czujesz się swobodnie, dodaj 500 kcal. Trzymaj się tego przez co najmniej 3-4 tygodnie. Wtedy możesz zrobić kolejną nadwyżkę. Trudne momenty. Pamiętaj, że Twój organizm będzie się stawiał, nakłaniał do starych nawyków. Brak apetytu rano. Niechęć do kolacji. To normalne. Musisz podpisać ze sobą umowę, wedle której zjedzenie 3 głównych posiłków to świętość, a jednocześnie żaden wyczyn. Owocowe przekąski, które pobudzą wydzielanie enzymów trawiennych, to już w ogóle ful wypas. Nawet pół jabłka czy pomarańczy między posiłkami przynosi dobre rezultaty. To w ciągu dnia, natomiast wieczorem sprawdzą się wszelkie mieszanki studenckie. Przyjemnie się chrupie, a przy tym nie tłumi apetytu na posiłki główne w ciągu dnia. Na dzisiaj już prawie koniec, bo niby wszystko oczywiste, a jednak sprawa komplikuje się, gdy chcemy jeść zdrowo, w zgodzie ze sobą, swoim apetytem, intuicją i jednocześnie tyć. Spuść z tonu. Trzeba powiedzieć jasno, że na początku jest to praktycznie niemożliwe. Im bardziej jesteśmy świadomi, tym trudniej przemóc się z dojadaniem. Uczucie przejedzenia daje poczucie dużego dyskomfortu, nie można skupić się na pracy. No właśnie, to tylko poczucie! Wrażenie, które nie trwa wiecznie. Naucz się proszę rozgraniczać swoje myśli od żołądka. Zauważ, że po zdrowym, obfitym, wegańskim posiłku, uczucie rozepchania ustaje po ok. 30-60 min (a jak by było po smażonym na głębokim tłuszczu mielonym?). Najgorsze, co możesz zrobić, to nie dać sobie czasu na chwilę wytchnienia. Wiem, że jesteś zapracowany, ale bez tego ani rusz. Posiłek powinien trwać co najmniej pół godziny. Ma się ułożyć, ma być spokojny i w przyjemnej atmosferze, a nie bieg od razu po przełknięciu ostatniego kęsa. Zaś, jeśli regularnie i mądrze zwiększasz kaloryczność poszczególnych komponentów diety oraz wybierasz odpowiednie produkty (zdrowe, wysokotłuszczowe, wysokoenergetyczne, o średniej zawartości błonnika), to na pewno nie doświadczysz nieustannego blokowania przełyku przez jedzenie. Obserwuj organizm. Jeśli cofa się do gardła to zły znak. Na dany moment przesadziłeś z nadwyżką kalorii, błonnika, białka. Powinieneś przepracować niższe kaloryczności, wybrać inne produkty. Jeśli zaś podczas posiłku, czujesz duże objedzenie w żołądku (bez cofania się do przełyku), to weź to na klatę i wiedz, że jest to uczucie normalne, które zaraz minie. Będzie tylko lepiej! Podobnie jest zresztą z ośrodkiem głodu i sytości. Jeśli chcesz przytyć, przerwy między posiłkami nie powinny być zbyt długie. Chcesz przecież przejeść wszystko w ciągu dnia, a nie ładować na noc (refluks, niewyspanie, stres – to nie sprzyja tyciu). Nawet jeśli nie czujesz wilczego głodu, po 4 godzinach od posiłku odhacz kolejny i z głowy! Jeść rozumem a nie brzuchem. Wychodzi na to, że trzeba jeść z rozsądku. Czy to mądre? Według mnie albo się to zaakceptuje (ludzie naprawdę mają większe dramaty), albo nigdy nie ruszy się z miejsca. Wiedz, że te trudne początki, chwile zmuszania się, z czasem przerodzą się w jedzenie z czystej potrzeby organizmu. Wróci Ci zdrowy apetyt i pozytywne nastawienie do życia! Pamiętaj jednak, że na poczucie głodu ma wpływ naprawdę wiele czynników. U osób po zaburzeniach odżywiania, choć fizycznie są w stanie przyjmować pokarmy, to stres związany z potrzebą przytycia może skutecznie, tygodniami blokować uczucie ssania w żołądku. Słuchanie głosu rozsądku i wybieranie posiłku, daje naprawdę zadowalające efekty. Już po paru miesiącach osoba, która nie mogła przejeść 450 kcal na śniadanie, jest w stanie z przyjemnością spałaszować nawet kalorii tych 1000 😃 brzmi dobrze? To to roboty! Na koniec moje muskuły zbudowane na roślinach. 😎😄😉 Choć dziś postawiłam na powrót do ukochanej intensywności biegania, która daje mi prawdziwą radość i wolność, to nie żałuję ani jednego miesiąca spędzonego na siłowni. Na początku miałam z tego prawdziwą frajdę. Potem okropnie się wypaliłam. Szczerze, było beznadziejnie. Długo wmawiałam sobie, że posiadanie figury według określonych kanonów da mi szczęście. Może przez chwilę i dawało. Cieszyła mnie nawet nie figura, a siła, którą zbudowałam, a także większa pewność siebie. Jednak cena była zbyt wysoka. Nie chcę znów brzmieć pompatycznie. Perfekcjonizm mnie zniszczył, a równoczesne budowanie mięśni i spalanie tkanki tłuszczowej nie jest dobrym pomysłem. Najpierw masa, potem rzeźba. Coś w tym jest…. Nie mniej historia jest długa. Jeśli ciekawi Cię moje osobiste doświadczenie z siłownią, daj znać w komentarzu. Mocno wierzę, że mogę pomóc. Odzyskałam równowagę, a nie było łatwo. Dziękuję za czas, który sobie poświęciłaś/eś. Tak! Sobie a nie mnie, bo to, że jesteś na moim blogu to cudna sprawa. Bardzo to doceniam. Jednak wiesz co ucieszy mnie najbardziej? Gdy wdrożysz tę wiedzę w życie i przekażesz dalej! Z góry dziękuję 😉 BĄDŹMY W KONTAKCIE ! Wskakuj na Facebook oraz Instagram. Komentuj i dziel się ze światem. Twoja obecność z pewnością przyczyni się do nie jednego uśmiechu na mojej twarzy! Chcesz nauczyć się indywidualnie, jak komponować zbilansowane wege posiłki? Zróbmy to razem – prosto i skutecznie! ➡ OFERTA DIETETYCZNA EBOOK LIDL 1700 KCAL LIDL 2200 KCAL BIEDRONKA 1800 KCAL BIEDRONKA SPORT 2500 KCAL WEGETARIAŃSKI ZERO WASTE 1700 KCAL WEGAŃSKI ZERO WASTE 2100 KCAL
Otrzymane w ten sposób prochy są sterylne, można je więc zarówno przechowywać w urnach, jak i zakopać lub symbolicznie rozrzucić (choć nie w Polsce) w miejscu, które miało szczególne znaczenie dla zmarłego. Tego typu usługi są coraz bardziej dostępne także dla opiekunów psów. W Polsce istnieje kilka profesjonalnych
Temat: Tą książką chciałem pożegnać się ze światem Ukraiński pisarz Jurij Andruchowycz opowiada o przeczuciu śmierci, powrotach do magicznego Lwowa i zdradzonej pomarańczowej rewolucji Rz: W młodości postanowił pan nie wyjawić nikomu prawdy o sobie. Skąd więc myśl o wydaniu autobiografii w formie wywiadu rzeki? Jurij Andruchowycz: Pytanie, na ile ta książka jest autobiografią. Być może to suma doświadczeń. Kolekcja literacko oprawionych epizodów. Nie sądzę jednak, aby dawały wierny obraz mojej przeszłości. Z pewnością „Tajemnica” traktuje o wielu Andruchowyczach. Zastanawiam się, ile różnych wcieleń można przybrać w ciągu jednego życia, nie wychodząc przy tym z własnej skóry. Ze wstępu się dowiadujemy, że książka miała zostać ogłoszona dopiero po pańskiej śmierci. Wszystko zaczęło się od przepowiedni. Pisałem o niej w wierszu „Absolutely Vodka” z tomu „Piosenki dla martwego koguta”. Podczas alkoholowego wieczoru człowiek, który wróżył mi z ręki, wypowiedział liczbę 47. Zrozumiałem, że tyle lat zostało mi pisanych. „Tajemnicę” przygotowałem więc jako pożegnanie. Pomyślałem, że warto by zostawić po sobie tekst pozwalający lepiej mnie zrozumieć. Gdy skończę 47 lat, na wyjaśnienia będzie za późno. Wtedy pojawił się Egon Alt, niemiecki dziennikarz specjalizujący się w wywiadach z pisarzami. Uznałem, że to kolejny znak i że kres jest blisko. Chce pan powiedzieć, że pański rozmówca Egon Alt kiedykolwiek istniał? Nie wymyślił go pan dla potrzeb opowieści? Istniał. I naprawdę umarł. Kiedy więc przekroczyłem ową fatalną granicę 47 lat – a stało się to 13 marca tego roku – pomyślałem, że albo przepowiednia była błędna, albo to Egon Alt stał się jej ofiarą. Zamiast mnie. „Tajemnica” jest nie tylko książką o przeczuciu śmierci. To także opowieść o stawaniu się poetą. Kim jest poeta? W społeczeństwie dominuje błędne przekonanie, że to po prostu człowiek, który publikuje wiersze. Tymczasem sam ten fakt nie jest jeszcze decydujący. Poeta to ktoś, kto w tajemniczy sposób odnajduje więzi scalające świat. Kto widzi nieco więcej i ze wzruszeniem przyjmuje fakt, że żyje. Pańskie wspomnienia są hołdem dla Lwowa pełnego „starych europejskich kamieni”. Jak dziś postrzega pan to miasto? Potrzebuję Lwowa. Potrzebuję tam wracać. Ale wiem też, że nadszedł czas, by o Lwowie zacząć mówić krytycznie. Wciąż bowiem nie wywiązuje się z misji, jaką mógłby i jaką powinien pełnić. Lwów nie jest zwykłym miastem – powstał w wyniku spotkania Wschodu z Zachodem. Jest efektem ich pięknego, historycznego wysiłku. Dlatego powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za zbliżenie kultur i narodowości. Tymczasem Lwów wymiguje się od tych zadań. Mieszkańcy trwają w błogiej nieświadomości. Pora, by ich z niej wyrwać. Jak reaguje pan na próby określenia Lwowa jako z ducha polskiego lub prawdziwie ukraińskiego? Każde określenie narodowe stosowane wobec Lwowa jest za wąskie. Gdy przyjeżdżają tam Polacy, wybierają się do miejsc związanych z ich historią. Na cmentarzu Łyczakowskim ukraińscy nauczyciele prowadzą dzieci wyłącznie do grobu Iwana Franki i Markijana Szaszkiewicza. Na tym cierpi Lwów. Wiele uwagi poświęca pan polityce. Najbardziej ciekawi pana jej wymiar estetyczny? Zapytuję siebie, czy wydarzenie na politycznej scenie jest w swej istocie piękne czy szpetne. I przyznaję, że nabieram obrzydzenia do tego, co się na Ukrainie dzieje. „Tajemnicę” pisałem po zaprzepaszczonej pomarańczowej rewolucji. Ale była jeszcze nadzieja, że możemy na nowo zjednoczyć się wokół tego, co istotne. Teraz nadzieja prysła, a mnie ogarnia apatia. Komu wierzyć? Nie wiem, czy nasze elity polityczne są dla przywódców zachodniego świata odpowiednim partnerem do rozmów. Rozumiem więc wstrzemięźliwość decydentów z Unii Europejskiej czy NATO. Równocześnie otwartość Zachodu mogłaby podziałać na naszych dyscyplinująco. Za półtora roku czekają nas wybory prezydenckie. Kandydatów jest troje: Juszczenko, Janukowycz i Tymoszenko. Wobec tego naprawdę nie wiem, czy pójdę głosować. W podobnej sytuacji znajduje się wielu „ludzi majdanu”. Zostaliśmy wystawieni do wiatru. Jurij Andruchowycz, Tajemnica, przeł. Michał Petryk, Czarne, Kraków 2007 Źródło : Rzeczpospolita
Papież Franciszek powiedział podczas mszy dziś w Watykanie, że zastanawia się nad chwilą, kiedy będzie musiał się "pożegnać" jako biskup. Nawiązał w kazaniu do fragmentu z Dziejów
Hej hej i "witaj w klubie", chciałoby się rzec. Czemu? Też kiedyś wyprowadziłam się z mamą z domu. Też ojciec nadużywał alkoholu. Też mówiono mi, że mam wiele jego cech, że temperament, że charakter. I wiesz co? Ułożyło się. Trwa to, owszem, ale jest możliwe. Napięcie z czasem ustępuje, złe wspomnienia zacierają, nowa sytuacja staje się sytuacją normalną, sytuacją mile oswojoną. Co do alkoholizmu natomiast, u mnie było, i wciąż jest, dokładnie odwrotnie: dążyłam bowiem (po części świadomie, po części podświadomie,) do systemu wartości i stylu życia opartego na silnych kontrastach z osobą ojca i jego postawami (stąd też nie piję wcale, nie palę i... wymieniać można by było jeszcze przez dobre kilka stron A4, więc Ci tego oszczędzę, wiedz jednak, że żadne syndromy DDA i żadne predyspozycje niekoniecznie muszą być tak silne, by Cię pokonać, naprawdę). Idąc jednak dalej, właśnie. Skoro czujesz, że sama dla siebie nie masz po co dalej żyć, to spróbuj może przetrwać ten straszny stan w oparciu o świadomość, że właśnie TY jesteś tak bardzo bardzo mocno potrzebna Twojej mamie i nikt inny na całym świecie (nikt ładniejszy, nikt zdolniejszy, nikt weselszy) jej Ciebie, szczególnie w takich chwilach, nie zastąpi. I nawet jeśli w Twoim mniemaniu teoretycznie robisz klasyczne nic, jeśli zamykasz się w pokoju z głośnikami i kartką papieru, jeśli przemykasz do łazienki z zapuchniętą od łez twarzą, uwierz mi, że nawet szuranie Twoich kapci o podłogę czy cichy dźwięk Twojego stukania w klawiaturę jest tym, co najpełniej tworzy teraz Wasz nowy Dom i... nie rezygnuj z tego, okej? :) A jeśli naprawdę nie dla siebie, jeśli nawet nie dla mamy, jeśli nie dla znajomych czy chłopaka, którzy, jak piszesz, wydają się dziwnie oddaleni, wycofani, to spróbuj chociaż, jakkolwiek to nie zabrzmi, nie poddać się dla mnie, bo nieśmiało podejrzewam, że przeszłyście tak wiele, iż pewnie z powątpiewaniem smutno uśmiechasz się na wszelkie frazesiki typu "Jesteś młoda, życie przed Tobą!" czy inne takie o szczęściu, słońcu i radości, ale właśnie ze wzmożoną siłą wszelkie te szczęścia, słońca i radości jeszcze kiedyś przeżywać będziesz (i wiem to z całkiem podobnego do tego Twojego doświadczenia). Trzymaj się więc, choć sama rozumiem, jakie to może być trudne. Trzymaj się więc, bo gdzieś setki kilometrów od Ciebie jest sobie jakaś tam Atia, która jeszcze w Ciebie wierzy. I to mocno! Pozdrawiam :)
Dalsze postępowanie jest takie samo jak w przypadku zgonu w domu. W czasie załatwiania formalności, do momentu wydania ciała rodzinie jest ono przechowywane w kostnicy szpitalnej , przez okres trzech dni – bezpłatnie. W kwestii odbioru zwłok ze szpitala najlepiej od razu skontaktować się z zakładem pogrzebowym Warszawa.
CZEŚĆ! Jestem Oliwia i sądzę, że mogę Ci pomóc z Twoim cały Internet, aby znaleźć ten niepowtarzalny sposób na zabicie się? Hej, to wspaniale się składa, bo ja jakiś czas temu pragnęłam tego samego! Mogę Ci o tym opowiedzieć, chcesz? Obiecuję, to nie potrwa długo! Lubię czasem czuć, że ktoś mnie też? Jej, to świetnie! Mam pomysł. Zanim popełnisz samobójstwo, wysłuchaj mnie, a potem ja wysłucham Ciebie. Zależy mi na tym, byś to akurat Ty mnie wysłuchał/ było na początku 2014 roku, byłam wtedy całkiem sama. Rozumiesz? Nie miałam wokół siebie zupełnie nikogo. Moi "przyjaciele" byli tylko wtedy, gdy oni tego potrzebowali, ja się już nie liczyłam dla nich. Jedna z najważniejszych osób w moim życiu popełniła samobójstwo. Tak, właśnie tak. W dodatku męczyłam się z kilkoma okropnymi chorobami żywieniowymi. Bulimią, która później stała się anoreksją. Do tego doszło samo okaleczanie się. Wyglądałam jak zebra. Prawie każde miejsce na moim ciele miało co najmniej kilka kreseczek. Śmieszne jest to, że nie rozumieli mnie nawet rodzice. Kiedy mój przyjaciel ode mnie odszedł, spędzałam samotne dni i bezsenne noce. Knułam idealny plan na zabicie się. Nie chciałam, by to było "zwykłe" zabicie się przez tabletki czy pocięcie żył. Chciałam spróbować każdego możliwego sposobu. Tak też zrobiłam. Podczas kolejnej kłótni rodziców nie dałam rady. Byłam tak blisko. Moje oczy już nie chciały się otworzyć, kiedy nagle... obudziłam się w szpitalu na oddziale zamkniętym. Popatrzyłam na swoje ręce. Biel, nie były blade, były wręcz białe. Do jednej z nich miałam podłączoną kroplówkę, a w drugiej szwy. Zaraz, szwy? Tak. Zszyli mi żyły. Dopiero kiedy trafiłam do szpitala, ludziom otwarły się oczy. Szkoda, że takim kosztem. Kiedy wyszłam, przez jakiś czas walczyłam sama ze sobą. Tłumiłam w sobie każdą emocję. Też tak teraz robisz, prawda? Tłumiłam smutek, złość, zdenerwowanie. Oraz miłość. Do zmarłej osoby. To były straszne, kochać kogoś tak mocno i jednocześnie wiedzieć, że ten ktoś leży 3 metry pod ziemią. Niecały rok później znalazła się osoba, która zdecydowała się pomagać mi w tym wszystkim. To sprawiło, że zaczęłam myśleć. Zaczęłam myśleć w zupełnie inny sposób, aż pewnego dnia przyszła mi do głowy pewna myśl: Jesteś na tyle szalona, by się zabić, więc zrób coś bardziej szalonego. Odwróć swoje życie o 180 stopni. Co miałam do stracenia? i popatrz! Żyję i jestem szczęśliwa. Nie żałuję tego, bo teraz mogę Ci się pochwalić, no błagam, kto nie lubi się chwalić? Jeśli chcesz - też możesz mi się wygadać, a jeśli nie... polecam kartkę i długopis, też nieźle dobrze, teraz Twoja boisz się, prawda?Wciąż chcesz się dowiedzieć, jak bezboleśnie się zabić?Dobrze, w takim najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie, okej?Chcesz zabić siebie, czy tego złego, smutnego diabełka, który siedzi w Tobie?Potrafisz go dostrzec? Jest Was - radosny, szczęśliwy, pełny pozytywnej energii i chęci do życia człowiek i on - diabełek, który przez pomalował Twoją twarz taką ilością fluidu, że nawet nie jesteś w stanie się szczerze go widzisz, zgadza się? Są sposoby, by go przegonić! Mogę Ci je zdradzić, chcesz? Napisz do mnie. Te sposoby będą naszym małym sekretem, okej? Tutaj podrzucam Ci mojego maila - oliwiapomaga@ na Twoją wiadomość!
Spędziłem prawie pięć miesięcy w szpitalu, zmagając się z potwornym bólem. Nie mogłem przewrócić się w łóżku bez pomocy pielęgniarki. Lekarze powtarzali mi: Jeff, musisz walczyć. Poddałeś się. Rzeczywiście byłem w trybie kapitulacji. Byłem gotów pożegnać się z tym światem” – wyznał w rozmowie z People.
Z Wikisłownika – wolnego słownika wielojęzycznego Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwaniapożegnać się ze światem (język polski)[edytuj] wymowa: ?/i znaczenia: związek frazeologiczny ( podn. umrzeć, skonać odmiana: ( zob. pożegnać się, „ze światem” nieodm. przykłady: składnia: kolokacje: synonimy: ( umrzeć; reg. śl. skrepnąć; przen. odejść; podn. rozstać się z życiem, przejść na tamten świat, wydać ostatnie tchnienie, wyzionąć ducha, oddać duszę Bogu / oddać Bogu ducha, zasnąć na wieki, oddać ducha, o dziecku powiększyć grono aniołków; książk. przenieść się / odejść na łono Abrahama; pot. żart. pójść do Abrahama na piwo; pot. kopnąć w kalendarz, wykorkować, wykitować, przekręcić się, kojfnąć; posp. wyciągnąć nogi / wyciągnąć kopyta; wulg. odwalić kitę, wulg. i o zwierzętach zdechnąć antonimy: ( urodzić się, narodzić się, przyjść na świat hiperonimy: hiponimy: holonimy: meronimy: wyrazy pokrewne: związki frazeologiczne: etymologia: uwagi: zobacz też: Indeks:Polski - Związki frazeologiczne tłumaczenia: źródła:
Tłumaczenia w kontekście hasła "móc się pożegnać" z polskiego na angielski od Reverso Context: Chciałam tylko szansy, żeby móc się pożegnać.
Posiadanie zwierzęcia domowego jest źródłem radości dla wielu z nas. Niestety w życiu każdego pupila nadchodzą trudne momenty: wypadek, choroba, śmierć. Na tą ostatnią zazwyczaj jesteśmy zupełnie nieprzygotowani. Zwierzęta coraz częściej traktowane są jak najbliżsi członkowie rodziny, dają nam wiele ciepłych uczuć, bliskość i niekiedy wsparcie. Dlatego czas odejścia ukochanego pupila bywa jednym z trudniejszych momentów w ciągu życia człowieka. Mamy dostęp do coraz lepszych, nowocześniejszych leków i terapii. Mimo to nadal istnieje szereg schorzeń, które są nieuleczalne. Znamy szacunkowe okresy przeżycia danych gatunków i ras zwierząt, ale jest to tylko pewne przybliżenie. I choć chcielibyśmy, żeby nasi przyjaciele byli przy nas na zawsze, nie jest to niestety możliwe. Koniec życia często wiąże się więc z ciężką chorobą i związanym z nią cierpieniem. Podjęcie decyzji o pożegnaniu i eutanazji jest bardzo trudne dla właściciela, wiążą się z tym ogromny ciężar emocjonalny i odpowiedzialność. Kontrola samopoczucia Obserwując bacznie swoje zwierzęta jesteśmy w stanie zauważyć ich posmutnienie, spadek apetytu czy niechęć do kontaktu z człowiekiem. Warto sięgnąć wtedy po wsparcie i fachową pomoc lekarza weterynarii, to on obiektywnie może ocenić stan zdrowia pupila i powiedzieć, jakie jest rokowanie. Najprawdopodobniej zostaniemy zapytani o to na ile zwierzak radzi sobie z codziennym funkcjonowaniem, np. “Czy zwierzę pije i je samodzielnie?”. Czasem choroba i śmierć pupila przychodzą nagle, kiedy zupełnie się tego nie spodziewamy. Jak się pożegnać? Jak powinniśmy się pożegnać? Okażmy swojemu pupilowi wdzięczność, podziękujmy za wszystkie piękne chwile spędzone razem, za obecność. Powiedzmy zwierzęciu jak bardzo jest dla nas ważne, dzięki temu łatwiej oswoimy się z jego odejściem. Pozwólmy, by w ostatnich chwilach swojego życia pupil mógł zjeść coś ulubionego, pobyć chwilę w ukochanym parku, nawet jeśli już nie jest w stanie samodzielnie się poruszać. W gabinecie weterynaryjnym nie opuszczajmy swoich zwierząt, będą szukać wzrokiem naszej twarzy, by zobaczyć nas jeszcze raz. Nie wstydźmy się silnych emocji, łzy i smutek to naturalna reakcja w tak trudnym momencie. Niektórzy mogą przeżywać skrajne uczucia jak złość, poczucie pustki czy winy. Godne pożegnanie ukochanego zwierzęcia pozwala zachować wspomnienia wspólnych, pięknych chwil. Często w odniesieniu do zwierząt mówi się, że po śmierci trafiają na “tęczowy most”. Termin ten pochodzi z mitologii nordyckiej i oznacza miejsce, gdzie świat istot żywych spotyka się ze światem Bogów. Zgodnie z legendą zwierzę po śmierci trafia na łąkę, gdzie cieszy się zdrowiem, jest wolne od cierpienia i ma zapewnione wszystkie podstawowe potrzeby. Mówi się jednak, że mimo dobrobytu wciąż tęskni za swoim opiekunem. Gdy właściciel odchodzi z ziemskiego świata możliwe jest ponowne spotkanie ze zwierzęciem, wspólnie przechodzą przez mityczny “tęczowy most” do nieba, by nigdy więcej się nie rozdzielić. Największy dar Więź jaką tworzymy z naszymi pupilami, można przyrównać do więzi pomiędzy ludźmi. Rodzące się w tej relacji uczucia i emocje pozwalają nam przeżyć zarówno te najpiękniejsze, jak i najtrudniejsze chwile. Bywa, że mówimy sobie, że już nigdy nie będziemy mieć zwierzęcia, ponieważ pożegnanie z poprzednim było tak bolesne. Z czasem jednak szukamy nowego przyjaciela, bo brakuje nam tej bezwarunkowej, szczerej przyjaźni i miłości. Możliwość odczuwania tych pięknych emocji to dla nas, ludzi wielki dar.
. 169 114 75 0 461 436 99 241
jak bezboleśnie pożegnać się ze światem