Na front kierowano setki tysięcy żołnierzy, ogromną ilość sprzętu bojowego, zapasów materiałowych oraz wyżywienia. Wojna pochłaniała zasoby odradzającego się państwa polskiego i poważnie hamowała jego odbudowę. Jej kulminacyjnym punktem było polskie zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej w sierpniu 1920 roku.
Poniżej publikujemy imienny wykaz polskich żołnierzy walczących w wojnie z bolszewikami, którzy zginęli lub zmarli w Wilejce na dzisiejszej Białorusi. Są pochowani na tamtejszym polskim cmentarzu. Kwatera wojenna w Wilejce powstała pod koniec lat 20. minionego stulecia. Władze polskie zdecydowały się wówczas na zebranie szczątków żołnierzy polskich, poległych na ziemi wilejskiej w okresie wojny polsko-bolszewickiej i pochowanie ich w osobnych imiennych grobach na wspólnym cmentarzu. Na mocy tej decyzji w Starej Wilejce zbudowano przepiękną kwaterę wojenną. Z inicjatywy polsko – białoruskiej grupy miejscowych miłośników historii w ubiegłym roku na cmentarzu przeprowadzono prace porządkowe – podniesiono i naprawiono połamane krzyże, odmalowano nagrobki. Obecnie planowane jest ustawienie na cmentarzu tablicy informacyjnej w dwóch językach – po polsku i po białorusku – upamiętniającej poległych polskich żołnierzy. W tym celu potrzeba jednak więcej informacji. Na razie uczestnicy akcji dysponują jedynie poniższą listą 67 nazwisk, która prawdopodobnie nie jest jeszcze kompletna. Wilejka, Polacy z Mińska odnawiają kwaterę polskich żołnierzy, poległych w 1920 roku Jeśli odnajdziecie na niej swoich krewnych – pradziadków, dziadków, ojców, którzy walczyli na Kresach – proszę podzielcie się z nami swoimi informacjami, relacjami lub skanami zdjęć z rodzinnych archiwów. Może wiecie o swoich krewnych, którzy tam polegli, ale nie ma ich na tej liście, albo macie jakieś informacje o tym cmentarzu – wtedy również piszcie. Wasza pomoc pomoże godnie upamiętnić naszych Rodaków poległych za Wolność i Niepodległość Rzeczypospolitej i ocali od zapomnienia historię, która nie powinna zostać zapomniana. Informacje prosimy wysyłać na adres: [email protected] Czytaj więcej: za
Oni polegli za Ojczyznę. 13 sierpnia 2020. Wybuchła w lutym 1919 i trwająca do października 1920 wojna polsko-bolszewicka nie ominęła Łomży i Ziemi Łomżyńskiej. Już w początkach jej trwania, na hasło „Bij bolszewika” w szeregi armii polskiej wstępowały liczne rzesze młodych mieszkańców Łomży i okolicy, uczniów
W niedzielę 25 października o w archikatedrze poznańskiej zostanie odprawiona uroczysta msza św. w intencji wszystkich żołnierzy Wojsk Wielkopolskich walczących w wojnie polsko-bolszewickiej. Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo - Wschodnich Oddział w Poznaniu zaprasza zwłaszcza wszystkich potomków żołnierzy, władze samorządowe oraz organizacje kultywujące pamięć historyczną. Oprawę muzyczną mszy zapewnia Orkiestra Reprezentacyjna Sił Powietrznych. Obchodzimy w tym roku zwycięskiej wojny z 1920 r. Dzielni żołnierze prosto z Powstania Wielkopolskiego pojechali na odsiecz Lwowa, a zaraz potem do walki z bolszewikami. Pragniemy godnie uczcić znaczący udział wielkopolskiej armii w walce o niepodległość ojczyzny. Organizatorzy proszą o potwierdzenie obecności oficjalnych delegacji , pocztów sztandarowych do na adres mailowy: katarzynakwinecka@ lub tel. 502 270 610 (może być w formie SMS z nazwą organizacji oraz informacją: poczet sztandarowy, czy delegacja). Prezes Katarzyna Kwinecka
Generał Władysław Anders to jeden z najwybitniejszych Polaków XX wieku. Zdolny, błyskotliwy dowódca, kawaler orderu Virtuti Militari odznaczony za zasługi w wojnie polsko-bolszewickiej. Generał Anders był nie tylko wspaniałym dowódcą swych żołnierzy, rola, jaką odegrał, stawia go pośród najbardziej zasłużonych polityków
Niemcy – pozostając oficjalnie neutralne – próbowały wojnę polsko-sowiecką rozegrać na swoją korzyść. W Niemczech odnoszono się do odrodzonej Rzeczpospolitej jeśli nie z otwartą nienawiścią, to co najmniej z niechęcią i drwiną. Zarzucano jej ekspansjonizm i nadmierne apetyty terytorialne. Także Polacy podchodzili do Niemiec nieufnie, pamiętając o dekadach brutalnego wynaradawiania w zaborze pruskim i wciąż nieuregulowanej kwestii granicznej. W odmiennej perspektywie postrzegano w Berlinie stosunki z Rosją Sowiecką. Oba państwa wyszły z Wielkiej Wojny pokonane i izolowane przez zwycięską Ententę. Nie miały żadnych poważnych konfliktów interesów i wspólnej granicy, a więc i sporów terytorialnych. To wszystko skłaniało je do nawiązania współpracy pomimo dzielących je różnic ideologicznych. W Berlinie liczono się z możliwością wybuchu wojny polsko-bolszewickiej (1919–20). Z wielu względów była ona Niemcom na rękę. Rząd weimarski chciał wytargować od aliantów zachodnich złagodzenie warunków pokoju wersalskiego, w przeciwnym wypadku strasząc widmem rewolucji u siebie. Konflikt zbrojny odciągał ponadto uwagę Polski od jej granicy zachodniej i północnej, i to w sytuacji, gdy na Warmii, Mazurach i Górnym Śląsku zbliżały się plebiscyty. 20 lipca 1920 r. rząd niemiecki ogłosił neutralność w wojnie polsko-bolszewickiej, a pięć dni później zakazał przewozu i wwozu do Polski materiałów wojennych. Protesty polskiego rządu zdały się na nic. Na początku sierpnia stanowisko to poparła Powszechna Unia Niemieckich Związków Zawodowych, wspierana przez komunistów i socjalistów różnych odcieni. Do zdecydowanych jastrzębi należał Hans von Seeckt. Ten, jak go nazywano, sfinks z monoklem, który w czerwcu 1920 r. został dowódcą Reichswehry, był zdeklarowanym wrogiem polskiej państwowości. Jego zdaniem Polska została sztucznie stworzona przez Francję, by zastąpić Rosję w wywieraniu od wschodu presji na Niemcy. Klęska Polski oznaczałaby zatem załamanie się znienawidzonego traktatu wersalskiego, stanowiłaby unikatową okazję powrotu Niemiec do wielkiej polityki i odzyskania wschodnich prowincji. Ale aby Niemcy byli traktowani przez aliantów jako równoprawne mocarstwo, należało bezwzględnie zachować porządek społeczny i surowo zwalczać wszelkie tendencje wywrotowe. Dowódca Reichswehry liczył, że nowa władza w Rosji odejdzie wkrótce od rewolucyjnej retoryki i będzie ewoluowała w kierunku nacjonalizmu. Zapowiedzi o przeniesieniu rewolucji do Niemiec były, jego zdaniem, mocno wyolbrzymiane. Wiarę tę podzielało wielu Niemców, widzących w Leninie reformatora na wzór Piotra Wielkiego. Seeckt opowiadał się przy tym za zachowaniem neutralności w toczącej się wojnie i miał nadzieję, że Sowieci będą respektowali linię graniczną sprzed 1914 r. Podczas wykładu wygłoszonego w Hamburgu 20 lutego 1920 r. mówił: „Jeśli chodzi o uratowanie przed bolszewizmem Polski, tego śmiertelnego wroga Rzeszy, tworu i sojusznika Francji, złodzieja niemieckiej ziemi, niszczyciela niemieckiej kultury, to do tego dzieła nie powinna być przyłożona żadna niemiecka ręka i jeśli diabeł będzie chciał zabrać Polskę, to powinniśmy mu w tym pomóc. Nasza przyszłość leży w bliskości z wielką Rosją i czy podoba nam się ta dzisiejsza [komunistyczna], czy nie, nie mamy innego wyjścia. Powstrzymać bolszewizm powinniśmy usiłować na naszych własnych granicach, jeśli on w ogóle, co wydaje się coraz mniej prawdopodobne, w ogóle zechce nas zaatakować”. Z drugiej strony Seeckt potraktował początkowe sukcesy bolszewików w wojnie z Polską jako kartę przetargową w stosunkach z aliantami. W kwietniu 1920 r. Niemcy zwrócili się do nich o zgodę na zmniejszenie Reichswehry do pułapu 200 tys., a nie – jak przewidywał traktat wersalski – do 100 tys. Zgody jednak nie dostali. W dniach ofensywy sowieckiej władze niemieckie ze szczególnym lękiem spoglądały na leżące w bezpośredniej bliskości frontu, odcięte od reszty kraju korytarzem pomorskim, Prusy Wschodnie. Żywe tu były wspomnienia, gdy prowincję podczas Wielkiej Wojny kilkakrotnie najeżdżali Rosjanie. Poza tym – w związku z plebiscytem na Warmii i Mazurach – stacjonowały tam, mające zapewnić warunki nieskrępowanego wyboru, wojska francuskie, brytyjskie, włoskie i japońskie. Nie wiadomo było, jakby się one zachowały, gdyby doszło do przeniesienia walk na terytorium Niemiec. Granica państwa była długa i przebiegała w trudnym, zalesionym, nieprzejrzystym terenie. Bezpieczeństwa prowincji strzegło zaledwie 18 tys. żołnierzy, z czego, zgodnie z harmonogramem zmniejszania armii niemieckiej, w najbliższych miesiącach do cywila pójść miało 3 tys. Zgodnie z harmonogramem 11 lipca 1920 r. przeprowadzono plebiscyt. Nie wydaje się, aby na jego skrajnie niekorzystny dla Polski wynik znacząco wpłynęły wieści o klęskach wojsk polskich na froncie. O proniemieckim wyborze lwiej części Mazurów zdecydowały zupełnie inne względy. Tak czy inaczej, 22 lipca wprowadzono w Prusach Wschodnich stan wyjątkowy i całość władzy spoczęła w rękach gen. Johannesa von Dassela, dowódcy I Okręgu Obronnego (Wehrkeis I) z siedzibą w Królewcu. Na północnym odcinku frontu bolszewicy dotarli w tych dniach do granicy polsko-niemieckiej i przekroczyli dawną granicę prusko-rosyjską. 30 lipca ok. 2 tys. polskich żołnierzy zostało zmuszonych do przekroczenie granicy państwowej koło wsi Prostki, na południowo-wschodnich kresach Prus Wschodnich, po czym zostali internowani. W ciągu następnych dwóch tygodni Rosjanie dotarli do Działdowa, Brodnicy, Lidzbarka i Lubawy. Operująca na skrajnym prawym skrzydle Armii Czerwonej 12. Dywizja Piechoty z 4. Armii spotkała się z radosnym przyjęciem znacznej części miejscowej ludności. Były to bowiem obszary przyznane Polsce decyzją konferencji wersalskiej, bez przeprowadzania plebiscytu. Z okien wywieszano dawne flagi cesarskie w barwach czarno-biało-czerwonych i postulowano przywrócenie urzędników z czasów niemieckich. Niemiecki wywiad donosił, że generalnie mniejszość niemiecka w Polsce wyraźnie sympatyzowała z bolszewikami, licząc, że ci uwolnią ją spod polskiego jarzma. Tzw. niezależni socjaliści w Grudziądzu i Toruniu przygotowywali się, by wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej przejąć władzę i ogłosić dyktaturę proletariatu. Na przełomie lipca i sierpnia 1920 r. Niemcy nie mieli wątpliwości co do rychłego upadku Polski. W pierwszych dniach sierpnia 1920 r. szef niemieckiej dyplomacji Walter Simons zaproponował ludowemu komisarzowi spraw zagranicznych Gieorgijowi Cziczerinowi pełną normalizację stosunków i wymianę ambasadorów. Wyraził przy tym nadzieję na poszanowanie granic z 1914 r. Spotkało się to z pozytywnym przyjęciem Cziczerina i Politbiura. Seeckta z kolei niepokoiła możliwość przejścia przez granicę setek tysięcy pobitych i zdemoralizowanych polskich żołnierzy i zachowanie się Armii Czerwonej na dawnych ziemiach niemieckich. Jego zdaniem ważne było, aby byli poddani pruscy nie poczuli się porzuceni przez rząd w Berlinie. Do strony rosyjskiej apelowano o oszczędzanie, w miarę możliwości, cierpień ludności cywilnej. Sprawę przyszłości zachodnich i północnych ziem polskich Seeckt chciał poruszyć na konferencji w Londynie, gdzie Niemcy miały wzywać do przyznania tamtejszej ludności prawa do samostanowienia i przeprowadzenia plebiscytów. Liczono, że na terenie byłego zaboru pruskiego odnowi się antagonizm z dawną Kongresówką, a w obliczu upadku państwa polskiego i widma rządów bolszewików nawet Polacy będą skłonni, pod pewnymi warunkami, powrócić pod niemieckie skrzydła. Odrzucano przy tym pomysł wkroczenia wojsk niemieckich, gdyż oznaczałoby to złamanie traktatu wersalskiego i nieuchronnie pociągnęłoby za sobą atak aliantów, zostałoby też źle odebrane przez samych Sowietów. Dbano więc o przestrzeganie zasady neutralności – wszelkie niezbędne kontakty między władzami niemieckimi a bolszewickimi miały odbywać się wyłącznie na terytorium Prus Wschodnich. Z tego też powodu nie zgodzono się, aby wojska niemieckie obsadziły kolej w korytarzu pomorskim, odciążając w tym Wojsko Polskie. To sami Niemcy w Polsce mieli tworzyć oddziały samoobrony. Losy wojny zaczęły się jednak niespodziewanie odwracać. Polacy przeszli do kontrofensywy i odcięli najbardziej na zachód wysunięte sowieckie jednostki, które 20 sierpnia były zmuszone w okolicy Działdowa przekroczyć granicę Prus Wschodnich. 25 sierpnia Polacy znów znaleźli się koło Prostków, a 2 września zajęli Suwałki. Niemcy zostali ponownie odcięci od bezpośredniej styczności z bolszewikami. Sowieccy żołnierze w liczbie 45 tys. zostali internowani na poligonie w Orzyszu. Alianci i Polacy naciskali na przewiezienie internowanych w głąb Niemiec, przestrzegając przed zezwoleniem na ich ponowny udział w wojnie. Niemcy powoływali się na brak wystarczającej liczby żołnierzy do ich pilnowania i fakt odcięcia Prus Wschodnich od reszty kraju, co uniemożliwiało odtransportowanie ich koleją. Zdecydowanie odrzucili sugestie, jakoby po stronie bolszewickiej walczyły jednostki niemieckie czy też jakoby przymykali oko na wykorzystywanie niemieckiego terytorium przez Sowietów. Rzeczywiście, wydaje się, że część Rosjan niepostrzeżenie przeszła przez zalesione tereny przygraniczne już po stronie niemieckiej, ale nie ma dowodów na to, że był to ruch masowy i odbywał się za zgodą władz niemieckich. Jeszcze w maju 1920 r. do Warszawy przybył nowo mianowany chargé d’affaires Niemiec hr. Alfred von Oberndorff. Polacy wielokrotnie pytali go, czy i pod jakimi warunkami Niemcy udzieliłyby im wsparcia, przestrzegając równocześnie, że nieprzychylne zachowanie Niemiec w godzinie próby niełatwo zostanie zapomniane przez naród polski. Na rzecz Rzeczpospolitej lobbowali posłowie włoski i węgierski oraz nuncjusz apostolski. Ten ostatni zapytał Oberndorffa, czy Niemcy nie zechciałyby wesprzeć Polski 50 tys. żołnierzy, aby ocalić ją przed upadkiem? Poseł włoski Francesco Tommasini wyrażał opinię, że Niemcy mogłyby z łatwością wysłać w pole 200–300 tys. żołnierzy. Niemiecki dyplomata na te i inne sugestie, zgodnie z oficjalną linią, udzielał odmownych odpowiedzi, powołując się na deklarację neutralności, fakt trwającej właśnie reorganizacji armii niemieckiej, skomplikowane stosunki aliantów z Rosją i stanowisko opinii publicznej. Sprawę pomocy dla Polski kilkakrotnie poruszał też sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej w rozmowach z akredytowanym w Watykanie niemieckim posłem. Oberndorff miał jednak poważne wątpliwości co do słuszności polityki, którą firmował. „Musimy życzyć sobie jednak – pisał 1 lipca 1920 r. w liście do centrali – aby Polska przetrwała; z pewnością jest ona w wielu sprawach naszym przeciwnikiem, ale jest też i ścianą odgradzającą nasz kraj od czerwonej zguby – i byłoby zbrodnią tak wobec naszego kraju, jak i całej ludzkości, gdybyśmy nawet w najmniejszym stopniu przyczynili się do zwycięstwa Sowietów”. Przestrzegał, że „czerwone hordy” nie zatrzymają się na granicach osłabionych wojną, rozbrojonych Niemiec, w których setki tysięcy osób otwarcie przyznają się do komunistycznych sympatii, a gdy wybuchnie rewolucja i wojna domowa, nikt nie będzie pamiętał o terytoriach utraconych na rzecz Polski. Nadzieje niektórych swych współziomków na to, że Rosjanie zemszczą się na Polakach za utracone niemieckie terytoria, nazwał naiwną krótkowzrocznością. Poglądy Oberndorffa były jednak odosobnione. Jak raportowano z polskiego poselstwa w Berlinie 28 sierpnia 1920 r. do centrali w Warszawie: „Sądzili oni [niemieccy konserwatyści] natomiast, że zbolszewizowanie Królestwa Polskiego i Galicji wytworzy w byłym zaborze pruskim (...) tak ostrą antytezę między Poznaniem i Warszawą, że Poznań nic o Warszawie nie będzie chciał wiedzieć i że tak popularne w Poznaniu hasła autonomiczne pozyskają w razie panowania bolszewików w Warszawie cechę już nie federalistyczną, ale separatystyczną, że innymi słowy panowanie bolszewików w Warszawie spowoduje oderwanie się dobrowolne Księstwa Poznańskiego od Państwa Polskiego (...), że nastąpi siłą rzeczy ponowne złączenie Księstwa Poznańskiego z Rzeszą Niemiecką”. Polsko-niemieckie kontakty dyplomatyczne latem 1920 r. cechowała głęboka nieufność i podejrzliwość. Niemcy delikatnie sugerowali Polakom, że gdyby ochłodzili swe kontakty z Francją, to mogliby liczyć na ocieplenie stosunków z Niemcami. Szef MSZ, książę Eustachy Sapieha, odrzucił te sugestie i nakazał posłowi w Berlinie niewchodzenie w żadne dyskusje na ten temat. Polacy byli przekonani, że Niemcy nie mieli woli politycznej do zawarcia uczciwego porozumienia z Rzeczpospolitą, a wzajemne stosunki przypominały kwadraturę koła. Z kolei radca poselstwa Niemiec w Warszawie Herbert von Driksen wspominał po latach: „Polski rząd nie zamierzał wciągać znienawidzonego niemieckiego sąsiada, do którego wciąż jeszcze żywił obawę, do jakiejkolwiek kombinacji”. W cieniu wojny toczyła się dyskusja o statusie Gdańska i polskich uprawnień w tym mieście. Gdańscy portowcy kilkakrotnie odmawiali rozładunku statków z materiałami wojennymi dla Polski. Gdańskie Zgromadzenie Konstytucyjne 20 sierpnia zwróciło się do Reginalda Towera, nadkomisarza Ligi Narodów, sprawującego władzę na obszarze Wolnego Miasta, o ogłoszenie go neutralnym w toczącej się wojnie i niezwłoczne powiadomienie o tym obu stron wojujących. Komisarz rządu polskiego ds. wyznaczenia granicy z Niemcami Wiktor Kulerski donosił z Gdańska o przygotowaniach do ataków na polskie urzędy i sugerował wzmocnienie sił stacjonujących w korytarzu pomorskim. Napięta sytuacja panowała i na Górnym Śląsku. Wojciech Korfanty 17 sierpnia 1920 r. wezwał Ślązaków do walki. Wybuchło, szybko stłumione, pierwsze powstanie śląskie. W Berlinie z zaniepokojeniem odebrano podpisanie 12 października 1920 r. w Rydze polsko-sowieckich preliminariów pokojowych, a pięć miesięcy później ostatecznego pokoju. Oznaczało to bowiem uwolnienie znacznych sił polskich do potencjalnych działań militarnych na zachodniej granicy, zwłaszcza że Sowieci musieli natychmiast skierować znaczne siły na Kaukaz i do tłumienia buntów na Ukrainie. Tylko naprzeciw Górnego Śląska, gdzie miał się odbyć plebiscyt, Polska skoncentrowała siedem dywizji. Wywiad niemiecki donosił, że niektórzy polscy oficerowie zapowiadali swym żołnierzom mające nastąpić wkrótce wkroczenie na Śląsk i do Prus Wschodnich. Dowództwo Reichswehry przygotowywało plany operacyjne na ewentualność konfrontacji militarnej z Polską. Seeckt skłaniał się do pomysłu uderzenia na Poznań z linii Zbąszyń–Głogów, podczas gdy szef sekcji T1 w Urzędzie ds. Wojska płk Hasse optował za koncentrycznym natarciem na stolicę Wielkopolski równocześnie z rejonów Wrocławia i Piły. Na przełomie 1920/21 przeprowadzono kilkumiesięczną grę wojenną, w której sprawdzano oba te scenariusze. W lutym 1921 r. nowy sekretarz stanu w Auswärtiges Amt Edgar Haimhausen pisał w okólniku, że Polska zbroi się i koncentruje, aby wraz z referendum wkroczyć na Górny Śląsk i opanować go siłą. Pretekst do interwencji miała stanowić celowo rozpętywana przez Polaków fala terroru. Aż do uregulowania przebiegu granicy na Górnym Śląsku w Niemczech liczono się z możliwością otwartej wojny z Polską.
Udostępnij. Bitwa Warszawska jest jedną z najważniejszych bitew w historii świata. Polska przeciwstawiła się Rosji bolszewickiej i zatrzymała pochód Armii Czerwonej na Zachód. Choć wielu ówczesnych polityków doceniało wagę polskiego zwycięstwa, nie brakowało (i nie brakuje) tych, którzy woleliby, aby to bolszewicy zatriumfowali.
Żołnierze Wyklęci i ich rodziny oraz krakowianie oddali w piątek w Krakowie hołd Niezłomnym. Uroczystości odbyły się na pl. Inwalidów, przy kamieniu węgielnym pod pomnik „Tym, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956”.Niedaleko od kamienia węgielnego jest budynek Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP), w którym Żołnierze Niezłomni byli przesłuchiwani i torturowani. Piątkowe spotkanie rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu Polski, śpiewano też inne pieśni patriotyczne. Uczestnicy uroczystości przynieśli ze sobą flagi narodowe, rozdawali też ulotki informujące o Żołnierzach Wyklętych. Wspomnieniami z pobytu w komunistycznym więzieniu podzielili się mjr Stanisław Szuro ps. Zamorski i Adam Macedoński. „Różnie bywało. Proszę sobie wyobrazić cele 5-6 m kw. i tam 4-6 ludzi. Jeżeli był kapuś w celi, trzeba było się liczyć z każdym słowem, bo wyrok mógł zostać zwiększony (…) Ale w więzieniu powstawały też piękne piosenki, wiersze” – przypominał mjr Szuro. Z kolei Adam Macedoński podzielił się takimi wspomnieniami: „W tym budynku (na pl. Inwalidów-PAP) wielokrotnie byłem przesłuchiwany, łamali mnie na różne sposoby. Nie chcę wszystkiego mówić, ale niektóre bardzo bolesne. Ale nie złamali mnie. Bałem się najbardziej wbijania szpilek pod paznokcie”. Podczas uroczystości odczytane zostały listy od prezydenta Andrzeja Dudy oraz od prezesa IPN Jarosława Szarka. Prezydent RP napisał, że pamięć o Żołnierzach Wyklętych w dużej mierze przetrwała dzięki lokalnym społecznościom. „Żołnierze Wyklęci są bohaterami narodowymi, obok wszystkich walczących w powstaniach narodowych, wojnie polsko-bolszewickiej, na frontach II wojny światowej, ale są też bohaterami swoich małych ojczyzn” – napisał. Z kolei Jarosław Szarek w liście określił Żołnierzy Niezłomnych „gorącymi patriotami, którzy walczyli, cierpieli i umierali w imię wolności ojczyzny, nie godząc się na zależność Polski od Związku Sowieckiego”. „Dla nich walka z sowiecką niewolą była kontynuacją działalności z okresu okupacji niemieckiej. Walczyli ze wszystkich sił o wolność ojczyzny aż do ofiary życia swego” - napisał. Przedstawicielka Społecznego Komitetu Upamiętnienia "Tych, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956" Małgorzata Janiec podkreśliła, że Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych jest najważniejszym świętem zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, które – zaznaczyła – wciąż funkcjonuje w całej Polsce. Zwracała też uwagę na konieczność postawienia pomnika "Tych, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956". Kamień węgielny pod budowę monumentu, przy którym odbyły się uroczystości, został wmurowany w 2001 r. W tym roku – zaznaczyła Janiec – minie 18 lat od dnia wmurowania kamienia. „Wierzę, że nadejdzie czas, że pomnik powstanie” – mówiła podkreślając, że pomnik nie zaburza architektury krajobrazu. Z kolei rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie dr Jerzy Bukowski podkreślił, że deklarację budowy pomnika składało wielu polityków różnych frakcji. „Wierzymy, że Żołnierze Niezłomni doczekają tego pomnika” – powiedział i wskazał także na problemy w postawieniu pomnika AK pod Wawelem. Niektórzy zgromadzeni na placu Inwalidów skandowali: „Majchrowski, pomniki postaw”. W ub. r. radni Krakowa zdecydowali, że w miejscu, w którym planowano budowę pomnika "Tym, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956", stanie 15-metrowy dąb. Janiec zaapelowała, aby pomnika "Tym, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956" nie mylić z pomnikiem Orła Białego. Ws. pomnika Orła Białego na pl. Inwalidów radni przyjęli uchwałę w 2007 r. – pomnik miał upamiętniać nie tylko walczących z komunizmem po II wojnie światowej, ale wszystkich walczących o wolność Polski w latach 1939-1989. Stanąć miał w miejscu wmurowanego w 2001 r. kamienia węgielnego pod pomnik pomnika "Tym, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956". Obchody święta Żołnierzy Wyklętych zorganizowały na pl. Inwalidów zarządu południowego obszaru WiN oraz Komitet Upamiętnienia "Tych, co stawiali opór komunizmowi w latach 1944-1956". W piątek dzień pamięci Żołnierzy Wyklętych świętował w Krakowie też IPN - zorganizował okolicznościową wystawę na pl. Szczepańskim. Obchody z udziałem wojewody małopolskiego Piotra Ćwika odbyły się w podkrakowskiej Skawinie.(PAP) Autor: Beata Kołodziej bko/ itm/
. 93 295 294 160 60 184 54 125
lista żołnierzy walczących w wojnie polsko bolszewickiej